Pierwsza wersja tekstu była publikowana na witrynie internetowej Slavinja.
Artykuł został opublikowany także na portalu JustPasteIt (dawniej Eioba).
Wersja z 2016-10-05
1. Słowiańskie liczebniki 2, 3 i 4
W słowiańskim inny jest paradygmat odmiany i gramatyczny status liczebników 2, 3 i 4, a inny 5–10. Wg Bańkowskiego ma to świadczyć, że Słowianie używali koni i dlatego byli w stanie liczyć na palcach tylko do czterech. Patrząc jednak obiektywnie, mierne to świadectwo. Po pierwsze, liczyć można w czasie postoju, a wtedy zwalnia się palce. Trudno jest galopować i jednocześnie liczyć. Po drugie, niektórzy psychologowie wykazują, że bez udziału palców czy czegokolwiek innego człowiek jest w stanie ustalić ilość od 1 do 7 przedmiotów. Innymi słowy, aby policzyć np. „sześć”, wystarczy po prostu spojrzeć. Inni (jak np. Georges Ifrah), twierdzą wręcz, że proces automatycznego liczenia ma miejsce tylko w zakresie 1–4, co jeszcze bardziej zgadzałoby się z faktami słowiańskimi. Po trzecie, im wyraz jest częściej używany, tym ma większą szansę pozostać archaiczny. Wśród liczebników często używa się właśnie 2, 3, 4, im wyższy liczebnik, tym rzadszy, z wyjątkiem 10, używanego częściej niż inne. W słowiańskim słowo 10 istotnie wykazuje ślady dawnej odmiany liczebnikowej (Bańkowski woli to przemilczeć).
Fakty te sugerują, że liczebniki 5–9 zostały zastąpione przez rzeczowniki nie z powodu używania koni, ale z powodu względnej rzadkości użycia. Porównaj angielskie two years, forty years (składnia liczebnikowa), ale hundreds of years (składnia rzeczownikowa). W słowiańskim podobna zmiana zachodzi już od pięciu. Argument ten zatem niczego nie dowodzi.
2. Słowo oznaczające kawałek drewna
W słowiańskim istnieje słowo płacha oznaczające w różnych kontekstach i dialektach różne rodzaje kawałków drewna, etymologicznie za znaczy ‘coś pływającego’, co jakoby oznacza, że Słowianie żyli kiedyś w okolicach, gdzie drewno nie rosło (w lesie), a przypływało (rzekami). Otóż wcale niekoniecznie. Po prostu nazwą płacha określano przypływające z prądem rzek kawałki drewna (a potem w ogóle kawałki drewna), podczas gdy na „drewno rosnące” (czyli na drzewa) używano innych nazw. Związek między drzewo a drewno, drwa jest oczywisty, zatem nie ma podstaw do poważnego traktowania tego argumentu.
Nazwa własna Słowian – Slověni – w tej właśnie formie jest zaświadczona w najstarszych pismach słowiańskich. Gdyby to określenie miało słowiański rodowód, oczekiwalibyśmy końcówki -e, występującej w innych nazwach z przyrostkiem -ěn- lub -an- (typu Polanie), a nie -i. Istotnie, końcówka ta zjawia się, jednak dopiero później i prawdopodobnie jest przeniesiona wtórnie z innych wyrazów o podobnej budowie.
Ze względu na tę właśnie nietypową końcówkę (wyglądającą na przeniesioną z łacińskiej formy Sclavēnī) można by wręcz podejrzewać, że nazwa własna Słowian jest zapożyczona. Łaciński termin sclavus znaczy ‘niewolnik, jeniec wojenny’; sclavēnus to ‘pochodzący z rodu niewolników’. Z punktu widzenia łaciny wyraz ten jest derywatem, jego rdzeń nie ma jednak łacińskiej etymologii. W klasycznej łacinie był nieobecny.
Wypada tu wrócić do sprawy ptolemeuszowskich Souobenoi, a także przytoczyć słowiański wyraz swoboda, który nie ma przejrzystej etymologii i występuje również w odmianie słoboda. Jak się wydaje, łaciński sclavus i słowiańska swoboda – słoboda związane są nie tylko ze sobą (choć niewolnika akurat trudno uznać za swobodnego), ale również z etnonimem Słowian. Protosłowianie mogli być tożsami ze Souobenoi, ale i mogli wchłonąć ich w siebie, kimkolwiek by byli, i przejąć ich nazwę. Można fantazjować, dlaczego dla Słowianina swobodny to ‘wolny’, a dla Rzymianina sclavus to ‘niewolnik’ (może to złośliwa zmiana znaczenia?). Wszystko tu obraca się w kręgu hipotez, pozwala jednak dopuścić wypadek, że nadwołżańscy Souobenoi mogli nie być tożsami z późniejszymi Słowianami (kontra koncepcji 3) i że byli dawcami obco brzmiącego etnonimu.
Nie jest wiarygodne, że między kobyła i koń nie ma pokrewieństwa. W każdym razie koń zdaje się pochodzić od komoń, albo, jak sądzi Vasmer, od komń (w komoń -o- wstawione dla ułatwienia wymowy). Stare komń z kolei może wywodzić się od jeszcze wcześniejszego kobń, a tu już widać ewidentny związek z kobyłą, z łacińskim caballus oraz cabō, dop. cabōnis (‘koń’, obok equus), z greckim kaballēs. Termin, zdaje się, zapożyczony jest z jakiegoś języka nieindoeuropejskiego, por. sttur. käväl, pers. kaval ‘rączy koń’, fiń. hepo ‘rumak’, hevonen ‘koń’. Kusi zestawienie z semicką nazwą wielbłąda – kamel / gamal, por. lit. kumelỹs ‘koń’, kumẽlė ‘kobyła’. Ale nie odbiegajmy od tematu. Słowianie zapomnieli własnej nazwy konia (co o niczym nie świadczy, jak każdy argument ex silentio – zapomnieli też starych nazw głowy, ręki i nogi, a przecież organów tych nie postradali!), przyjęli nazwę obcą, być może przyniesioną im przez lud o wiele bardziej „konny” (przypominają się znowu Sarmaci! – a może nawet Scytowie). Koni nie musieli sami nawet hodować, znali je jednak doskonale. I dlatego w ich ustach wyraz koń zmieniał się w sposób nieregularny, co zwykle przytrafia się wyrazom często używanym. Duży plus dla Sarmatów, minus dla autochtonistów.
1. Podobieństwa między bałtyjskim a słowiańskim
Jak pisze Bańkowski, prawdopodobny jest brak (starych) pokrewieństw językowych między bałtyjskimi a słowiańskim, a podobieństwa są późne, wtórne i mogą mieć charakter ligi, a nie rodziny, bazować na zapożyczeniach i upodobnieniach, a nie na bliższym pokrewieństwie. Słowiański jest bliższy genetycznie germańskim niż bałtyjskim.
Cóż, takie poglądy istotnie wykazują niektórzy, chyba jednak nie przeprowadziwszy wszechstronnej analizy problemu do końca. Zazwyczaj przy tym zakłada się, że Bałtowie i Słowianie to dwie gałęzie ludów indoeuropejskich, które zawsze rozwijały się w bliskim sąsiedztwie. Podkreślić wypada jednak, że poglądy Bańkowskiego, przeczącego choćby wczesnym kontaktom bałtosłowiańskim, należą do zupełnie skrajnych. Podobnie jak wiele innych jego wymysłów, są zupełnie niewiarygodne. Zwłaszcza, że ich autor celowo ignoruje pewne dane językowe, tj. świadomie je przemilcza, aby uzyskać z góry założony obraz.
Tymczasem wśród wszystkich zbieżności leksykalnych języków słowiańskich z innymi językami IE, te bałtyjskie są najliczniejsze. Nie sposób udowodnić, że są to wszystko zapożyczenia. Wręcz przeciwnie, uwzględnienie faktów prozodycznych (akcent i intonacja), które kompletnie pomija Bańkowski, zmusza do przyznania, iż ok. 200–300 słów znanych jest tylko z bałtyjskiego i słowiańskiego i nie występuje nigdzie indziej (wg Stanga; dla porównania odmienne wyliczenia Bańkowskiego wzięte są z powietrza), a ich budowa morfologiczna i prozodia jasno wskazują, że nie chodzi tu bynajmniej o zapożyczenia, lecz o wspólne innowacje. Takie innowacje stanowią wg Sławskiego ponad 30% wszystkich rzeczowników w bałtosłowiańskim słowniku Trautmanna. Safarewicz z kolei wykazał wielką archaiczność bałtosłowiańskich innowacji czasownikowych. Dowody na genetyczną łączność obu grup znajdziemy także w dziedzinie fonologii (na przykład występujące tylko w tych dwóch grupach wzdłużenie samogłosek przed dawną spółgłoską dźwięczną nieaspirowaną i nadanie tej wzdłużonej samogłosce intonacji akutowej, określane jako reguła Wintera), morfologii, słowotwórstwa itd. Do tego wypada dodać pewną liczbę odziedziczonych słów znanych tylko Germanom, Bałtom i Słowianom, jak też takich, które znane są tylko Indoirańczykom i Bałtosłowianom. Więcej o tym w innym artykule.
Pozostaje wyjaśnić, że obiekcje niektórych uczonych przeciwko uznaniu jedności językowej bałtosłowiańskiej na jakimś etapie rozwoju historycznego tych języków (oczywistej np. dla Sławskiego czy Moszyńskiego) biorą się głównie z faktu braku wspólnej leksyki w dziedzinie pewnych form gospodarki, zwłaszcza rolnictwa. Nie wynika z tego bynajmniej automatyczny brak istnienia niegdyś wspólnego przodka tych języków. Po prostu w dobie wspólnoty bałtosłowiańskiej nie znano jeszcze wyższych form rolnictwa.
Mogło być też tak, że Bałtowie uznali obcą terminologię za bardziej atrakcyjną od odziedziczonej. Analogicznie: z faktu zaniku łacińskiego słowa bellum oznaczającego wojnę, zastąpionego w językach romańskich przez termin pochodzenia germańskiego (typu guerra) lub słowiańskiego (rumuńskie război), trudno chyba wysnuwać wniosek, że Rzymianie byli pacyfistami!
Reasumując, nie ma podstaw dla negowania genetycznych związków bałtosłowiańskich. Można zatem postawić minus koncepcjom 3, 4 i 7.
2. Wyrazy typu kentum w słowiańskim
Tak języki bałtyjskie, jak i słowiańskie, posiadają sporo wyrazów typu kentum, które w dodatku nie zawsze sobie odpowiadają. Uczeni spierają się, gdzie takich wyrazów jest więcej. Przykłady: lit. žąsis (satəm) wobec polskiego gęś (kentum) lub lit. klausyti (kentum) wobec słuchać (satəm). Tłumaczy się to zapożyczeniami z nieznanego kentumowego źródła, albo też specyficznym rozwojem pierwotnego miękkiego č, które czasem mogło się z powrotem zmienić w k, zwłaszcza jeśli rdzeń zawierał s (reguła Meilleta), co słusznie zauważa Bańkowski. Zmiany tego typu były nie dość regularne, aby we wszystkich dialektach bałtosłowiańskich zapanował jednolity obraz. Fakty te nie dowodzą niczego istotnego dla ustalenia lokalizacji słowiańskiej praojczyzny, a zwłaszcza nie dowodzą braku jedności bałtosłowiańskiej.
3. Zbieżności słowiańsko-germańskie
Bardzo liczne są jakoby zbieżności wyłącznie słowiańsko-germańskie (zdaniem Bańkowskiego trzykrotnie liczniejsze od bałtosłowiańskich). Tymczasem przykłady zarówno w sferze leksyki, jak i morfologii nie wcale tak liczne, co widać także w słowniku Bańkowskiego. Owszem, istnieje grupa wspólnych wyrazów germańsko-bałtosłowiańskich, z których część to zapewne wspólne zapożyczenia z przedindoeuropejskiego substratu. Istnieją też wyrazy znane jedynie językom germańskim i bałtyjskim. Natomiast większość wyrazów uznawanych za innowacje słowiańsko-germańskie to w rzeczywistości zapożyczenia bądź relikty słów ogólnoindoeuropejskich, które gdzie indziej nie zachowały się lub są obecne szczątkowo. Dowodzi to sąsiedztwa Słowian, Bałtów i Germanów, ale nie sposób dziś chyba wyciągać jakichkolwiek innych wniosków (które języki sąsiadowały bezpośrednio i kiedy, a także gdzie przebiegała granica między nimi).
4. Zbieżności słowiańsko-mesapijskie
Istnieją natomiast różnego rodzaju podobieństwa (w leksyce, w morfologii) języków słowiańskich do innych języków. Np. mesapijski, wymarły i dość powierzchownie poznany język używany w południowej Italii, ma najwięcej podobieństw do italoceltyckich, zaś na drugim miejscu są słowiańskie (i ex aequo greka). Rozmieszczenie pewnych nazw rzecznych pozwala przypuszczać, że praojczyzna Mesapijczyków leżała na Górnym Śląsku, w Czechach, na Morawach i w Słowacji. Nawiązania mesapijsko-słowiańskie pozwalają przypuszczać, że obszary tych języków graniczyły ze sobą. Nie wiadomo tylko, kiedy dokładnie Mesapijczycy mieliby zamieszkiwać południową Polskę. Nie wiadomo jak przebiegały granice ich obszaru – te doprawdy trudno wyznaczyć w oparciu o jeden tylko rdzeń ap- ‘woda’ występujący w toponimii, a tak się właśnie robi. Byłby plus dla autochtonistów, ale zbyt wiele tu hipotez i domysłów. Równie dobrze można przyznać, że toponimy z ap- nie są wcale mesapijskie, ale np. wenetyjskie, i wtedy plusa dostałby Trubaczow ze swoją koncepcją dunajską. A może Protosłowianie w pewnym okresie mieszkali np. od Dniepru aż po Słowację czy Górny Śląsk? Jeśli rację ma Godłowski, przecież tereny między Dnieprem a Wisłą ktoś musiał zamieszkiwać! Może Słowianie, a może Mesapijczycy? Zbyt wiele tu możliwych rozwiązań i hipotez, aby argument ten miał silniejszą wartość dowodową.
5. Zbieżności słowiańsko-ormiańskie
Między słowiańskim a ormiańskim systemem koniugacyjnym można dostrzec sporo paraleli, istnieje ponadto szereg wspólnych osobliwości leksykalnych. Dowodzi to według Gołąba, że w etnogenezie Słowian musiały brać udział, w charakterze substratu, plemiona mówiące dialektami należącymi do ormiańskiej grupy językowej. Do wyodrębnienia się Słowian doszło, gdy pomiędzy 2500 a 1500 p.n.e. na ormiański substrat nasunęły się pewne plemiona bałtosłowiańskie.
Hipoteza słowiańsko-ormiańska może także wyjaśniać różnice słowiańsko-bałtyjskie wzmiankowane wyżej. Nie za bardzo pasuje ona do koncepcji zachodniej ojczyzny Słowian, ale i do koncepcji zakładających, że słowiańska praojczyzna znajdowała się daleko na wschodzie. Może natomiast służyć za wsparcie dla koncepcji Godłowskiego, jak i Gołąba czy Trubaczowa. Zakładamy przy tym, że przodkowie Ormian wyruszyli z ukraińskich stepów na zachód, na jakiś czas osiedlili się na Bałkanach w sąsiedztwie Greków, by w końcu podążyć na wschód przez Anatolię, aż do Armenii.
6. Słowiański nie jest językiem mieszanym
Terminem „język mieszany” lub „Mischsprache” określa się język, który powstał wskutek silnego oddziaływania dwóch różnych, niespokrewnionych języków i ma wskutek tego silnie uproszczoną gramatykę. Słowiański w żadnym razie nie jest „Mischsprache”, co miałoby miejsce, gdyby powstał późno (dopiero ok. 400 n.e.) i w wyniku indukcji irańskiego (sarmackiego) na substrat bałtyjski. Być może. Bułgarski istotnie uprościł swą gramatykę po najeździe turkijskich Protobułgarów. Rosyjski jednak nie jest językiem mieszanym, a przecież wchłonął w siebie język Waregów – Rosów.
A czy łacina jest Mischsprache? A czyż nie wchłonęła np. etruskiego? Znana jest cała lista zapożyczeń z tego języka, a przecież ta leksykalna inwazja nie spowodowała jakiegoś znaczącego uproszczenia gramatyki. W greckim też mamy masę zapożyczeń (pelazgijskich? przedindoeuropejskich?) z ‘człowiekiem’ (ánthrōpos, por. odziedziczone anēr < H̥ner- i drōps < H̥nr-op-) i ‘morzem’ (thálatta : thálassa) na czele, ale czy z tego wyniknął „mieszany” charakter języka?
Na terenie Francji języki celtyckie nałożyły się na liguryjski, baskijski i inne języki przedindoeuropejskie. Na celtyckie nawarstwiła się łacina, a na nią frankoński. Ostatecznie uformował się „mieszany” francuski. W porządku. Jednak hiszpański miał podobną, a może jeszcze bardziej zawikłaną historię (łacina nałożyła się tu na iberyjski, baskijski, trzy różne fale Celtów, potem przyszli Wizygoci i Arabowie), a jednak nie wykazuje jakichś zasadniczych uproszczeń porównywalnych ze stanem we francuskim.
Zachowawczy charakter słowiańskiej gramatyki nie musi być dowodem, że słowiański nie mógł powstać z udziałem substratów ormiańskiego i italskiego, superstratów irańskiego, mesapijskiego czy germańskiego. Wynik oddziaływania dwóch języków bywa bowiem bardzo różny i trudno tu o jakieś uogólnienia.
Istnieje hipoteza sformułowana przez Gołąba na podstawie analizy tzw. wtrętów kentumowych w słowiańskim, która głosi, że zachowawczy charakter słowiańskiego jest spowodowany brakiem bezpośredniego kontaktu z ludami nieindoeuropejskimi. Pierwotna, nieindoeuropejska (semitoidalna?) warstwa językowa na terenach wchodzących w skład późniejszej słowiańskiej praojczyzny, reprezentowana była przez ludy kultury trypolskiej. Warstwa ta została zindoeuropeizowana przez wczesne plemiona indoeuropejskie używające języków kentumowych. Na tę z kolei warstwę nasunął się język spokrewniony z ormiańskim. Słowiański byłby więc poprzedzony przez coraz bardziej pokrewne języki, które stanowiły rodzaj bufora i uchroniły go przed silnym oddziaływaniem prowadzącym do powstania „języka mieszanego”. Taka hipoteza tłumaczyłaby też bogatą i zróżnicowaną słowiańską terminologię rolniczą, odmienną od bałtyjskiej, w której dają się wyróżnić warstwy zapożyczeń pochodzące z kolejnych nasuwających się na siebie języków. Jednocześnie najbardziej prawdopodobną kolebką Słowian stają się ukraińskie stepy i lasostepy (wieś Trypole, ukr. Трипілля, leży w okolicach Kijowa).