Wersja z 2024-05-14

Podstawy teorii ewolucji

Badania pokazują, że ponad połowa Polaków wierzy w naukowe bzdury, tylko 37% naszego społeczeństwa akceptuję pochodzenie człowieka od innych ssaków naczelnych, a niemal 45% wierzy, że Bóg stworzył człowieka w postaci, w której żyje dzisiaj. Poziom wykształcenia Polaków jest więc zatrważająco niski i czyni z nas pod tym względem ostatni kraj Unii Europejskiej.

Gdy rozmawia się z ludźmi na temat ewolucji, okazuje się ponadto, że większość z nich nie ma pojęcia, czego tak naprawdę dotyczy to pojęcie. I mimo że przeciętny dyskutant często nie ma pojęcia, na czym polega ewolucja, i tak usiłuje wykpić osiągnięcia nauki w tej dziedzinie. Tymczasem jeśli ktoś nie dostrzega słuszności teorii ewolucji, dowodzi jedynie braku zdolności logicznego rozumowania.

Czym zatem jest ewolucja i co takiego głosi teoria ewolucji? Jest to często przedmiotem kompletnych nieporozumień, wielu niewykształconych ludzi wmawia biologom, że ewolucja jest czymś zupełnie innym niż naprawdę.

Na pewno teoria ewolucji nie zajmuje się rozwojem życia z materii nieorganicznej, choć taka właśnie panuje obiegowa opinia. Jest to oczywiście prawda, ale niebędąca w obszarze zainteresowań ewolucjonizmu. Ten bowiem zajmuje się jedynie życiem, a nie jego pochodzeniem.

Teoria ewolucji nie zajmuje się również kwestią pochodzenia człowieka ani nawet nie usiłuje rozwiązywać żadnych innych podobnych problemów. Są one domeną filogenetyki, a nie ewolucjonizmu.

Nie jest też prawdą, że głoszeniem nauki o ewolucji zajmują się niewielka grupa ludzi, określanych mianem ewolucjonistów. Jest zupełnie inaczej. Ewolucja jest nadrzędną ideą obecną od lat w biologii, bez której ta nauka nie byłaby się w stanie rozwijać. Ewolucjonistą jest więc każdy biolog, nie tylko ten, kto zgłębia mechanizmy ewolucji.

Wreszcie współczesna teoria ewolucji nie jest tożsama z darwinizmem, a choć opiera się ona na ideach tego wielkiego uczonego, to jednak wychodzi daleko poza nie. Ewolucjonizm to nie darwinizm, choć zapoznanie się ze spostrzeżeniami Darwina zwykle rozpoczyna naukę ewolucjonizmu. Trzeba je jednak koniecznie uzupełnić o wnioski z nowszych badań.

Spostrzeżenia dotyczące ewolucji i jej działania przedstawia się często w formie tez. Oryginalne tezy Darwina zostały tu ponumerowane od 1 do 6. Zwykle pod daną tezą dopisano komentarz, w oparciu o współczesny stan wiedzy.

Tezy Darwina

1. W przyrodzie istnieje zmienność

Pierwszym spostrzeżeniem stojącym u podstaw teorii ewolucji jest fakt, że w przyrodzie istnieje zmienność. Należy przez to rozumieć, że nie ma dwóch identycznych ludzi, nie ma dwóch identycznych kotów, a nawet identycznych pszczół. Osobniki jednego gatunku różnią się od siebie i tę właściwość nazywamy zmiennością genetyczną gatunku. Powstaje ona w wyniku rekombinacji genetycznej oraz mutacji.

2. Organizmy żywe produkują więcej potomstwa niż potrzeba, by ich gatunek nie wymarł

Drugie spostrzeżenie jest takie, że organizmy żywe produkują więcej potomstwa niż potrzeba, by ich gatunek nie wymarł. Między innymi dlatego na Ziemi jest już teraz co najmniej 10 razy za dużo ludzi – rozmnażamy się jak króliki, a przy tym usuwamy wszystko to, co ograniczałoby naszą liczebność, jak choroby czy wojny. Malthus mówił w czasach Darwina, że populacja (ludzka) rośnie w postępie geometrycznym (podwaja się co stałą ilość lat), podczas gdy ilość dostępnych zasobów (np. żywności) rośnie jedynie w postępie arytmetycznym (zwiększa się o stałą wartość co ileś lat). Darwin zauważył, że w przyrodzie również występuje duża nadprodukcja potomstwa, niewspółmierna do ilości dostępnych zasobów środowiska.

3. W warunkach nadprodukcji potomstwa nie każdy osobnik ma jednakową szansę przeżyć

Trzecie spostrzeżenie jest takie, że w warunkach nadprodukcji potomstwa nie każdy osobnik ma jednakową szansę przeżyć i wydać na świat własne potomstwo. Gdyby było inaczej, przyrost osobników każdego gatunku następowałby w postępie geometrycznym. Tymczasem na ogół ilość osobników pozostaje na podobnym poziomie, a przynajmniej wzrost, o ile w ogóle następuje, jest daleki od teoretycznego. Zresztą wiele żywych organizmów może przetrwać tylko wówczas, gdy inne organizmy zginą. Tak między innymi odżywiają się ludzie, i to rzecz jasna nie tylko ci „normalni”, jedzący mięso, ale także i ci „roślinożerni”, weganie, frutarianie itd. Przecież jeśli zjedzą ziarno w postaci chleba, to z tego ziarna nie wyrośnie roślina, która w przeciwnym wypadku mogłaby wyrosnąć…

4. Przeżywają osobniki lepiej przystosowane

Czwarte spostrzeżenie wydaje się równie oczywiste. Organizmy muszą konkurować o te same, ograniczone zasoby środowiska; konkurencję tę nazywamy walką o byt. Dlatego wykształcają różne cechy, które w danych warunkach mogą ułatwić im przeżycie.

Gdy na sawannie poluje stado głodnych lwów, to ich ofiarą z większym prawdopodobieństwem padnie ta antylopa, która nie jest tak ostrożna i spostrzegawcza, jak inne, albo też nie jest dostatecznie szybka, by lwu uciec. Darwin (a może bardziej jego komentatorzy) sformułował tę tezę w postaci hasła: przystosowani pożyją dłużej, a siłę podtrzymującą taki stan rzeczy nazwał doborem naturalnym. Działanie zaś czynników eliminujących jednostki gorzej przystosowane nazwał selekcją naturalną.

Dobór naturalny sprawia, że przeżywają głównie osobniki najlepiej dostosowane, które w danych warunkach potrafią zdobyć ograniczone zasoby konieczne do życia. Trzeba przy tym pamiętać, że nie jest tak, że ofiarą lwa zawsze pada antylopa wolniejsza czy ogólnie gorzej przystosowana. Teza ma bowiem charakter statystyczny. W dostatecznie dużej populacji antylop zjadane będą w większym stopniu te wolniejsze niż te szybsze. Życiem rządzi jednak przypadek. Nawet najsprytniejsza i najszybsza antylopa może bowiem ulec nieszczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Stąd lekcja, że ewolucjonizm nie jest prawdą natchnioną, ale jedynie statystyczną. Mówi nie o tym, co się na pewno stało czy na pewno stanie, ale o tym, co ma większą szansę się wydarzyć. Życie nie jest prymitywnym programem i rządzi nim przypadek, mimo to słabsza antylopa ma mniejszą szansę pożyć dłużej niż ta zdrowsza i szybsza. Oczywiście reguła ta odnosi się nie tylko do antylop.

Wiadomo na przykład, że palacze żyją krócej niż niepalący. Ale jest to też prawda statystyczna. Niejeden wydający swoją krwawicę na produkty przemysłu tytoniowego argumentuje, że jego wujek (dziadek, kuzyn, znajomy…) dożył stu lat, mimo że kopcił jak smok i codziennie wypalał dwie paczki. Niestety, ci sami ludzie nie raczą zauważyć, że tysiąc innych palaczy w tym samym czasie zmarło, podczas gdy ich niepalący sąsiedzi, krewni, powinowaci żyją do dziś i cieszą się dobrym zdrowiem. Aby stwierdzić, jak jest naprawdę, trzeba po prostu policzyć tych, co umierają, i tych, co przeżywają, i to nie w obrębie jednej rodziny, ale w próbie liczącej setki lub tysiące członków. Dopiero wtedy możemy przekonać się, czym jest prawda statystyczna. Teoria ewolucji opiera się także na takich właśnie prawdach statystycznych. I jedną z nich jest to, że przystosowani żyją dłużej.

5. Osobniki, które przeżyły, mają większą szansę zostawić po sobie potomstwo

Piąte spostrzeżenie jest takie, że ci, którzy przeżyli, mają większą szansę zostawić po sobie potomstwo. Można je rozumieć dosłownie: umarłeś w młodym wieku, nie zostawiasz po sobie dzieci. Twoje geny giną wraz z tobą. Dożyłeś do okresu rodzicielstwa – masz szansę, by twoje geny powędrowały dalej, by przeżyły ciebie. Najlepiej przystosowane organizmy przekazują swoje geny potomstwu.

Podobnie jest z działaniami człowieka, hodowcy, który dobiera do rozrodu osobniki o pożądanych cechach. Działanie takie nazywa się doborem sztucznym. W wyniku doboru sztucznego rozmnażają się tylko osobniki o przydatnych cechach, selekcja sztuczna utrwala te cechy i doprowadza do powstania nowych ras.

Nie zawsze dobór naturalny lub dobór sztuczny decyduje, który osobnik przeżyje i wyda potomstwo. Życiem często rządzi przypadek. Dlatego do mechanizmów ewolucji zalicza się także dryf genetyczny, efekt założyciela, efekt wąskiego gardła.

6. Z biegiem czasu skład populacji się zmienia

Szóste spostrzeżenie jest wnioskiem poprzednich, i to wnioskiem niezbitym. Mianowicie z biegiem czasu skład populacji się zmienia, ponieważ tylko niektóre osobniki mają szansę pozostawić po sobie potomstwo. Zmienia się zatem zakres zmienności osobników danego gatunku, gdyż osobniki mniej dostosowane do warunków życia są eliminowane. Organizmy przy tym powoli różnicują się, przystosowując do różnych odmiennych warunków życia.

Upraszczając sprawę i operując podanym przykładem można by rzec, że w stadzie antylop z czasem będzie coraz więcej osobników szybkich i spostrzegawczych. Nie dość, że populacje składają się z różnorodnych osobników, to jeszcze w czasie ta różnorodność ulega zmianom. Skład stada się zmieni – i to właśnie nazywamy ewolucją!

Ewolucja to zmiana składu populacji wywołana działaniem doboru naturalnego lub innych mechanizmów

Tezy dodane później

Sześć tez Darwina, prowadzących do wniosku, że skład populacji zmienia się w czasie, to nie wszystko, co stworzyli teoretycy ewolucjonizmu. Ale jest to zawsze podstawa i punkt wyjścia do dalszych rozważań. Kolejne tezy stanowiły osnowę syntetycznej teorii ewolucji.

7. Przyczyną zmienności są mutacje, czyli błędy przy powielaniu materiału genetycznego

Siódme spostrzeżenie mówi, co jest pierwotnym źródłem różnic między organizmami. Są to mianowicie błędy w przepisywaniu informacji genetycznej, zwane mutacjami.

Mutacje są często demonizowane przez ludzi, którzy dostrzegają w nich tylko wynik złego kopiowania, który nie może przynieść organizmowi żadnych korzyści. Mutacje ich zdaniem są zawsze niekorzystne. Tymczasem twierdzenie takie jest zupełnie absurdalne. Przecież choćby my, ludzie, znacząco różnimy się jedni od drugich, i przyczyną tych różnic są właśnie mutacje! Mimo to, że jesteśmy mutantami, co do zasady nie ogranicza to naszych możliwości. Jeden człowiek bardziej nadaje się do pracy fizycznej, inny będzie świetnym inżynierem, jeszcze inny będzie rozwijać teorię ewolucji. Jesteśmy różni, a pierwotną przyczyną naszego zróżnicowania są błędy w kopiowaniu. A przecież jednak nie wymieramy jako gatunek.

To właśnie mutacja sprawiła, że wielu ludzi zachowuje do późnej starości zdolność do syntezy laktazy, enzymu zdolnego rozłożyć cukier zawarty w mleku, laktozę. Mutanci dzięki temu błędowi zyskali dostęp do nowego źródła pokarmu, niedostępnego dla innych.

Istnieje wiele innych znanych przykładów korzystnych mutacji. Koronawirus właśnie w wyniku korzystnych mutacji uzyskuje nowe rodzaje kolców, dzięki którym staje się odporny na dotychczas stosowane szczepionki i może się skuteczniej namnażać. Bakterie dzięki mutacjom stają się odporne na działanie antybiotyków. Nam coraz trudniej z nimi walczyć, ale im daje to zwiększone szanse przetrwania. W odległej przeszłości żyły jednokomórkowe organizmy żywiące się bakteriami, które wniknęły do ich komórki. Jeden z takich organizmów uległ jednak mutacji, i zamiast trawić złapaną bakterię, zaczął z nią współżyć. W ten sposób narodziły się mitochondria, organelle komórkowe, dzięki którym możemy żyć w obecności tlenu, szkodliwego dla wielu drobnoustrojów, a nawet możemy wykorzystywać jego obecność do uzyskiwania wielkich ilości biologicznie użytecznej energii, potrzebnej do pracy naszego mózgu, który pozwala nam poznawać tajniki procesu ewolucji.

Omawiana teza ta nie wskazuje mutacji jedynego źródła zmienności. Innym jej źródłem jest bowiem rekombinacja genetyczna. Mutacje są tworzywem zmian, ale nie stanowią istoty procesu ewolucji. O zmianach nie decydują bowiem bezpośrednio mutacje, ale dobór i zmienność, której zakres zmienia się w czasie.

Niektórzy utożsamiają mutacje z ewolucją, co także jest zupełnie niesłuszne. U podstaw ewolucjonizmu tkwią takie pojęcia, jak przystosowanie, selekcja, dobór naturalny (zastępowany sztucznym, gdy zamiast sił natury pojawia się hodowca decydujący, które osobniki dopuścić do rozpłodu, a które nie), natomiast inne, jak mutacje, to już elementy wprowadzone w dalszej kolejności. Można zatem rozmawiać o ewolucji, zupełnie zapominając o mutacjach!

8. Izolacja geograficzna lub inne bariery środowiskowe doprowadzają do powstania nowego gatunku

Ósma teza głosi, że nowe gatunki powstają na ogół wtedy, gdy stary gatunek próbuje zasiedlić zróżnicowane środowiska. W zróżnicowanych warunkach dobór naturalny działa w różnych kierunkach. Jeśli przy tym ograniczony zostaje przepływ genów między populacjami zamieszkującymi różniące się siedliska, różnice między nimi będą się zwiększać, co w końcu doprowadzi do powstania nowych, odrębnych gatunków. Gatunki mogą jednak także powstawać w inny sposób.

9. Na przełomowe zmiany pomiędzy gatunkami składają się serie różnic

Zgodnie z dziewiątą tezą duże zmiany ewolucyjne są rozciągnięte na wiele pokoleń, a różnice między rodzicami a ich dziećmi nie są nigdy znaczne. Ewolucja nie polega więc na tym, że szympans urodzi człowieka, to tylko bałamutne twierdzenie ironizujących wrogów myśli ewolucyjnej i zwolenników ciemnoty.

10. Wszystkie gatunki wywodzą się od wspólnego przodka

Dziesiąta teza stoi na granicy ewolucjonizmu i filogenetyki. Głosi ona, że w dziejach Ziemi był moment, gdy pojawił się pierwszy organizm, który już uznalibyśmy za żywy. Teoria ewolucji nie wyjaśnia, jak do tego doszło, stwierdza jednak, że to od jednego z potomków tego pierwszego żywego organizmu, nazywanego LUCA (Last Universal Common Ancestor, ostatni uniwersalny wspólny przodek), pochodzą wszystkie dziś żyjące organizmy. Być może jego potomkami są także przynajmniej niektóre wirusy, których zasadniczo za organizmy się nie uważa, a które mimo to podlegają procesowi ewolucji.



Wniosek:
Ewolucja to zmiana składu populacji wywołana działaniem doboru naturalnego.

Ewolucja zgodnie z tą definicją nie jest procesem powolnych zmian (aczkolwiek zmiany są rzeczywiście powolne, ale to kwestia poza definicją), ewolucja nie polega na twierdzeniu, że człowiek pochodzi od małpy (co jest na granicy błędu logicznego: człowiek jest małpą, więc nie może nie pochodzić od małpy), ewolucja nie polega też na twierdzeniu, że życie powstało z materii nieożywionej (tym w ogóle ewolucjonizm się nie zajmuje).
 

Bardzo dobrym modelem doboru naturalnego, który jak sama nazwa mówi, zachodzi w naturze, jest dobór sztuczny, możliwy tylko przy celowej ingerencji innych podmiotów, na ogół ludzi. W istocie zasadniczych różnic między tymi procesami nie ma. Wilki w pewnym sensie „dostosowywały się” do wymogów ludzi i tak stały się psami i to różnych ras. Ale też w tym samym czasie dzikie wilki też „dostosowywały się” do wymogów natury. Naiwnością byłoby sądzić, że się nie zmieniały, choć zmieniały się znacznie wolniej, bo natura nie jest tak zdecydowanym selektorem, jak hodowca. Jeśli jednak nie każdy wilk ma szansę przekazać swoje geny potomstwu, to nie dzieje się to zupełnie przypadkowo. Są wśród nich takie, które mają na to większą szansę (bo są szybsze, bardziej inteligentne, lepiej potrafią zgrać się z innymi w czasie polowania, a może też mają coś, co bardziej przyciąga osobniki płci przeciwnej), a są i takie, które mają nieco mniejszą szansę. W wymiarze jednostkowym ta różnica nie odgrywa większej roli, ale w wymiarze całej populacji, a tym bardziej całego gatunku, już jak najbardziej. W wypadku doboru sztucznego selekcja jest po prostu o wiele ostrzejsza, a zmiany zachodzą tak szybko, że możemy je obserwować na przestrzeni setek, a nie milionów lat. Ale polegają na tym samym – osobniki bardziej dostosowane (do życia w dziczy lub upodobań hodowcy) mają większą szansę wydać potomstwo niż te, które są gorzej dostosowane (do warunków życia lub wymogów hodowcy).

Kreacjoniści (a właściwie antyewolucjoniści, jak tłumaczę w jednym z artykułów na swojej witrynie) wierzą (podkreślam: wierzą, nie mając do tego najmniejszych podstaw), że małe zmiany (małe to znaczy jakie?) mogą być może się zdarzać, ale nie ma mowy, by zaszły zmiany większe. Mało to, twierdzą, że skład populacji co prawda może się zmieniać, ale nie powstają w niej nowe cechy, a tylko istniejące uzyskują przewagę. Są to oczywiście kompletne brednie odmóżdżonych jednostek poddanych działaniu dyktatorów (mam na myśli Świadków Jehowy – bo z nimi najczęściej mam do czynienia – bezmyślnie papugujących to, co każą im powtarzać autorzy ich kolorowych gazetek), ew. innych odmóżdżonych, zbyt leniwych do tego, by głoszone przez siebie tezy jakoś zweryfikować. A wystarczy wziąć właśnie przykład psów. Każdy wie, że owczarek niemiecki jest podobny do wilka, od którego się wywodzi, ale przecież w populacji wilków nie ma osobników identycznych z owczarkiem. A co dopiero mówić o pudlu, mopsie czy jamniku! Takie cuda w naturze nie występują w ogóle – nie może być mowy o żadnym przemieszaniu, segregacji genów itp. Każdy człowiek dobrej woli musi w tym momencie przyznać, że w przyrodzie mogą tworzyć się nowe, nieistniejące wcześniej odmiany genów (czyli nowe allele), które zmieniają, często drastycznie, wygląd organizmu i jego cechy. Tylko dlatego z wilka mógł zrobić się jamnik. Nie przez czary mary, ale przez mutacje, przez powstanie cech, których wcześniej nie było.

Do zmian morfologicznych dochodzą też zmiany fizjologiczne. Dzicy przodkowie psów, wilki, są przecież wybitnie mięsożerni, podczas gdy psy karmi się kaszą, dla wilków niejadalną. Nie ma tu mowy o żadnym przemieszaniu cech: w pewnym momencie ewolucji psów doszło do przystosowania do zjadania pokarmu roślinnego w stopniu przekraczającym jakiekolwiek wilcze normy. Doszło do ewolucji polegającej nie tylko na zmianie średnich w populacji, ale na pojawieniu się całkiem nowych właściwości, dotąd zupełnie niespotykanych. Zaprzeczy Pan? Proszę bardzo, ja nie jestem tak bezczelny, by komuś napisać „proszę o odpowiedź”, ale jeśli nie zgadza się Pan z moim rozumowaniem, nie pogniewam się, gdy uargumentuje Pan swoje stanowisko. Uargumentuje, nie przedstawi. Nie wystarczy powiedzieć, że „ja w to nie wierzę” albo że „nie sądzę” – mało mnie to obchodzi, szczerze mówiąc. Obchodzą mnie natomiast bardzo powody, dla których ktoś (może Pan) uważa, że np. kształt ciała jamnika czy zdolność psów do pałaszowania ludzkiego jedzenia (jak kasza) nie mogły rozwinąć się w wyniku ewolucji.

Dodam, że oczywiście teraz mówimy o mutacjach. Tak proszę Pana, do powstania kształtu ciała jamnika niezbędne były nowe allele, nowe odmiany genów, wcześniej nieistniejące, a więc takie, które powstały w wyniku błędów w przepisywaniu. Te błędy to właśnie owe mutacje. Zanim ja odpowiem na Pańskie cyniczne pytanie o azjatyckie pszczoły, Pan musi odpowiedzieć samemu sobie, co innego może tłumaczyć kształt ciała jamnika czy mopsa i nieoczekiwane jak na drapieżców zdolności psów do trawienia kaszy. Wilka Pan na kaszy nie utrzyma przy życiu, psa owszem, choć pewien dodatek mięsa jest jak najbardziej wskazany. Ale nie chodzi o szczegóły i czcze rozważania o tym, ile procent musi być tego mięsa. Chodzi o to, że na psiej karmie wilk nie wyżyje. Jeśli nie mutacjami, to jak Pan to wyjaśni?

I właśnie tu dochodzimy do sedna problemu, który mają wszyscy, co jak mówią, „nie wierzą” w ewolucję. Jak pokazałem wyżej, jest to brednia, bo ludzie ci w ogóle nie wiedzą, co to jest ewolucja – jak można mówić, że się w coś nie wierzy, skoro nie ma się bladego pojęcia, na czym to w ogóle polega (przypominam: ewolucja to zmiany rozkładu cech w populacji, zachodzące w czasie, a nie dobór i nie mutacje! – choć oczywiście mutacje na te zmiany rozkładu mają wpływ, i bez nich nie byłoby żadnych znaczniejszych zmian ewolucyjnych). Jak sami mówią ci odmóżdżeni geniusze, może jeszcze mogliby uwierzyć w to, że wilki nauczyły się jeść kaszę i stały się psami, ale nie uwierzą nigdy w to, że ludzie pochodzą od małpy. Albo w to, że azjatyckie pszczoły same nauczyły się walczyć z szerszeniami!

Pierwszym zadaniem ewolucjonistów nie jest wcale wyjaśnianie, jak pszczoły nauczyły się walczyć ze swoimi wrogami, jak powstało oko kręgowca, a jak oko głowonoga (częsty motyw w broszurkach Świadków Jehowy zawierających stosy absurdów na temat teorii ewolucji), ale to, w jaki sposób powstają nowe cechy i jak są przekazywane potomstwu. Ewolucjonisty nie interesuje, jak powstała „inteligencja” pszczół, ale to, jak „inteligentne” pszczoły wyparły ze swojej populacji te mniej „inteligentne”.

Takich pytań jak Pańskie można stawiać tysiące. Równie dobrze można twierdzić, jaki to cud, że Słońce świeci albo że uderzają pioruny. Ludzie pierwotni nie wiedzieli tyle o świecie, co my dziś, dlatego uważali Słońce za boga, a pioruny za przejawy boskiego gniewu (niekoniecznie tego samego boga, choć Słowianie podobno tak właśnie uważali). My dziś się z tego śmiejemy – ale gdyby tak zapytać przeciętnego człowieka, dlaczego Słońce świeci, to nie umiałby na to odpowiedzieć. Zapewne też nie umiałby wyjaśnić, skąd się bierze blask pioruna i dźwięk gromu. A jeśli nawet coś by powiedział, to i tak jego wyjaśnienie byłoby równie dobre (czy równie głupie), jak wyjaśnienie starożytnego Greka, który powiedziałby, że to Zeus ciska orężem wykutym przez Hefajstosa.

Jak widać można przyjmować logiczny, naukowy punkt widzenia bez odnoszenia się do zjawisk nadnaturalnych, choć jakby tak dokładnie pomyśleć, to naturalny charakter uderzenia pioruna czy świecenia Słońca wydaje się niedorzeczny, tak samo jak teza o pochodzeniu „człowieka od małpy”. Antyewolucjoniści nie dlatego bajdurzą, że ewolucjonizm nie umie wyjaśnić inteligencji zwierząt, ale dlatego, że sami są zbyt leniwi (a może wręcz za głupi), by to wyjaśnienie zrozumieć! I tu właśnie leży sedno 90% ataków na ewolucjonizm. Przeciętny człowiek albo (proszę uwierzyć – rzadko!) rozumie, dlaczego Słońce świeci, albo wzrusza ramionami, bo mu to, mówiąc kolokwialnie, zwisa. A skoro nauka dała mu ukochany samochód, komputer i komórkę, to skłonny jest w ciemno zaakceptować to, że naukowcy – fizycy wymyślili jakąś tam naturalną teorię świecenia Słońca i pewnie mają rację. Ale już gdy chodzi o to, co mu nakładziono do głowy jako prawdy objawione (a które są stekiem kompletnych bzdur), np. o tym, że człowiek to człowiek, a małpa to małpa, to będzie od razu protestował i szukał dziury w całym – choć przecież tezy ewolucjonizmu są oczywiste, zrozumiałe, banalne, a sam proces, choć dzieje się w niewiarygodnie długich okresach czasu, jest jednak niemal namacalny, zwłaszcza w odniesieniu do niektórych przykładów (jak ten z psami wcinającymi kaszę). Między innymi dlatego uważam, że nie ma co nawet próbować dyskusji z ludźmi o określonym nastawieniu ideologicznym. Jeśli ich mózg jest zepsuty, nastawiony przez innych, pozbawiony zdolności samodzielnej oceny faktów, i tak nie pojmą tego, co się do nich mówi. I zamiast przyjąć objaśnienia czy podjąć rzeczową dyskusję, będą wymyślać, gdzie by tu uderzyć, byle wyszło na ich.

Podsumowując i czyniąc jaśniejsze to, co od dłuższego czasu usiłuję przekazać: nie jest zadaniem ewolucjonizmu wyjaśniać, jak doszło do powstania takiego czy innego zachowania pszczół, interpretowanego bezpodstawnie jako przejaw wysokiej inteligencji. Jeśli nawet dziś takiego objaśnienia nie ma, i tak nie podważa to nawet w najmniejszym stopniu podstaw teorii ewolucji. Po to przedstawiłem spokojnie i metodycznie 6 tez Darwina oraz tezę późniejszych ewolucjonistów o błędach jako dodatkowej przyczynie zmienności, by na tym właśnie skupiać dyskusję. Jeśli ma Pan ochotę udowodnić, że ewolucja to mit, to proszę pokazać, która z tych siedmiu łącznie tez jest nieprawdziwa, zamiast wynajdywania przykładów, które Pańskim zdaniem miałyby świadczyć – w sumie nie wiem o czym. Co, kosmici przylecieli na Ziemię w swoich ufolotach i nauczyli pszczoły, jak bronić się przed szerszeniami? A może to pszczelarze przekazali im tę wiedzę? Jakaś inna nieziemska inteligencja zapisała im to w genach, gdy spały? No proszę naprawdę darować sobie takie dziecinne (już nawet nie gimbusowe!) objaśnienia, nadające się do kabaretu, a nie do dyskusji.

Prawda jest taka, że nie wszystkie pszczoły umieją się bronić przed szerszeniami. Azjatyckie umieją, nasze nie umieją. Można oczywiście wierzyć, że to Stwórca wziął glinę i ulepił z niej pszczoły azjatyckie, które nauczył zbijać się w kule i zabijać szerszenie ciepłem swoich ciał, a niezależnie od tego ulepił też pszczoły europejskie, których tej sztuki nie nauczył. Pan wybaczy, ale ja z takich „tłumaczeń” mogę się tylko wyśmiać. Grecy nie umieli wyjaśnić sobie, dlaczego uderza piorun, więc sobie wymyślili Zeusa i jego kowala Hefajstosa. Ci, co nie mają dość wyobraźni odnośnie pszczół, wymyślają sobie Stwórcę i jego glinę. Po prostu z powodu własnych ograniczeń!

I jeszcze czegoś. Z powodu swojej bezgranicznej pychy. Uważają bowiem, że jeśli ich niezdolne umysły nie są w stanie opracować objaśnienia, to znaczy, że ono nie istnieje, i ci, którzy twierdzą, że je znają, muszą być w błędzie. W przeciwieństwie do nich naukowcy potrafią w takich sytuacjach powiedzieć: NIE WIEMY. Nie musimy rozumieć natury procesów zachodzących w Słońcu, dających nam ciepło i światło, a mimo to akceptujemy ich naturalny charakter. Wydaje nam się nieprawdopodobne, by od 5 miliardów lat Słońce nieprzerwanie świeciło i mimo to jeszcze się nie wypaliło (i przez kolejne 5 miliardów lat nie wypali), a mimo to nie sądzimy, by za tym stała jakaś nieziemska inteligencja. Tym bardziej nie musimy rozumieć wcale tego, jak pszczoły nauczyły się walczyć z szerszeniami, by zaraz przyjmować jakieś pokręcone „objaśnienia” dowodzące jedynie zaślepienia i zasklepienia umysłowego.

Prosta logika pokazuje nam jeszcze jedno: wszystko wokół się zmienia. Tu, gdzie dziś rośnie las, za kilkaset lat może będzie szumiało morze (no, całkiem możliwe, jeśli efekt cieplarniany spowoduje stopienie mas lodowców polarnych i górskich). Tam, gdzie kilkaset lat temu szumiała puszcza, dziś pną się ku niebu wieżowce zbudowane ze szkła, betonu i stali. Rzeka podmywa brzegi, i może jeszcze za naszego życia trzeba będzie przesunąć idącą wzdłuż niej drogę. Park, dziś założony niedaleko mojego domu, jeszcze 30 lat temu był ornym polem, i ja te czasy świetnie pamiętam. Nasi przyjaciele z młodości odsunęli się od nas albo wręcz stali wrogami, osoby wcześniej nam nieznane pozostają z nami w ciepłych relacjach. Wszystko wokół nas się zmienia, my sami się zmieniamy, drzewa, skały, a nawet cały Wszechświat nie są wieczne. Jakim zatem tumanem i oszołomem trzeba być, by wierzyć w to, że gatunki są niezmienne!!! I to wbrew temu, że widać przecież, ile jamnika różni od wilka! Jak w ogóle rozmawiać z tak odmóżdżonym człowiekiem? Ja dobrze o tym wiem, i dlatego z reguły wszystkich antyewolucjonistów po prostu ignoruję. Nie da się napełnić wiedzą naczynia, które jest pełne, a już na pewno nie wtedy, gdy jest pełne blekotu.

Ale wracając do pszczół. Ja oczywiście NIE WIEM na pewno, jak to się stało, że pszczoły nauczyły się mordować zwiadowców szerszeni. Wiem natomiast, że nie dowodzi to bynajmniej inteligencji – ani ich, ani nawet ich potencjalnego nauczyciela. Z punktu widzenia teorii ewolucji jest tu istotne kilka rzeczy. Po pierwsze, czy zachowanie pszczół wynika ze zmian genetycznych. Zapewne tak, bo owady raczej nie uczą się od poprzednich pokoleń… a jeśli jednak się uczą? My tego nie wiemy. Kiedyś uważano, że człowiek myśli, za to zwierzęta kierują się instynktem (i niektórzy tępi, przesypiający lekcje biologii w szkole podstawowej, nadal tak sądzą). Dziś wiemy, że po pierwsze to kłamstwo – zwierzęta czują, myślą, śnią, a nawet kłamią tak samo jak my, mają jednak inne możliwości, inne priorytety, inne aspiracje, i często w większym stopniu ulegają zapisanym w genach programom niż ludzie, którzy potrafią nad nimi zapanować. Po drugie, jesteśmy zwierzętami, ssakami, małpami. Nie wywodzimy się od małp, jesteśmy małpami. Po prostu kolejnym gatunkiem małp. Dla szympansa jesteśmy bliższym gatunkiem niż na oko podobny do niego goryl. Tylko człowiek pyszny, butny, arogancki, będzie twierdził, że stanowimy inną jakość. Nie! Między nami a naszymi krewniakami różnice oczywiście istnieją, ale są ilościowe, a nie jakościowe.

A jak to jest z tą inteligencją? Przede wszystkim nie wiadomo, co to dokładnie jest. Zwierzęta są inteligentne, czasem bardziej niż ludzie, skoro potrafią przetrwać i świetnie prosperować tam, gdzie my byśmy zdechli po kilku dniach. Ich inteligencja bywa jednak zadaniowa, efektywna (pozwala osiągać cel), ale prosta. A przy tym też czasem efektowna (robi na nas wrażenie, gdy jesteśmy obserwatorami zwierzęcych zachowań). Ale znów – przejawem skrajnej pychy i zarazem głupoty jest osąd, że zachowania zwierzęce muszą być przekazane im od istoty wyższej, skoro my nie umiemy ich zanalizować i objaśnić, i to nie tylko w aspekcie pochodzenia. Prawdę powiedziawszy, nie mamy bladego pojęcia, jak to robią pszczoły, że potrafią przekazywać sobie informacje o tym, gdzie leży źródło pokarmu. Jak liczą odległość, kierunek, jak wpadły na to, by przekazywać te informacje innym, jak inni nauczyli się je odczytywać, a nawet jak to się dzieje, że pszczoła wiedząc, gdzie i jak daleko od ula znajduje się pożytek, potrafi do niego trafić, kierując się słońcem, które przecież nie świeci stale w jednym punkcie nieboskłonu. Jeśli wiedza ta jest zawarta w ich genach, to jak to się dzieje, że kolejność zasad nukleinowych potrafi przechować takie zaawansowane umiejętności. A co dopiero, jak doszło do powstania takich zdolności.

Jeśli mówimy, że to cuda natury, które wymagają ingerencji istoty wyższej, okazujemy pychę, bezczelność, arogancję, uważając, że jeśli my czegoś nie umiemy zrozumieć, to znaczy, że naprawdę jest to niezrozumiałe. Uczeni nie są tak aroganccy, chylą czoła przed potęgą natury, a jeśli czegoś nie rozumieją, to nie wymyślają bzdur o kosmicznej inteligencji pszczół, a po prostu skromnie przyznają, że nie wiemy jeszcze, jak to wszystko objaśnić. A czy dowiemy się w przyszłości? Pewnie tak. Zbudujemy wtedy sztuczną pszczołę, która będzie umieć porozumiewać się z członkami roju i będzie wiedzieć, co zrobić, gdy do ula wniknie zwiadowca szerszeni.

Na razie możemy powiedzieć tylko tyle, że skoro już zaistniała mutacja, która pojedynczej królowej pozwoliła składać jaja, z których wylęgły się robotnice wiedzące, co robić z szerszeniem, to ta właśnie mutacja bardzo szybko rozpleniła się po populacji pszczół, przynajmniej na terenach, na których żyją szerszenie pszczołojady. Istniał tam bowiem nacisk selekcyjny, który spowodował to, że w krótkim czasie wymarły wszystkie pszczoły nieposiadające cennej dla przeżycia umiejętności.

Samo zbijanie się pszczół w kłąb i podnoszenie temperatury nie jest jednak aż takim przejawem inteligencji, jak był to Pan uprzejmy przedstawić. W zasadzie jest to prosty proces instynktowny, umożliwiający przetrwanie mrozów w czasie zimy. Nie mamy zielonego pojęcia, jak to się dzieje, że jakiś gen steruje zachowaniami roju i każe pszczołom zbijać się w kłąb, a następnie wykonywać ruchy prowadzące do podnoszenia temperatury. Proszę zauważyć, nie chodzi o proces ewolucyjny, chodzi o proces biologiczny, wręcz biochemiczny. Być może niska temperatura powoduje syntezę jakichś substancji (lub zahamowanie syntezy innych substancji), a zmiana stężenia tych substancji jest bodźcem, który ostatecznie powoduje takie a nie inne zachowanie osobników. W takim wypadku cała mutacja polegałaby jedynie na tym, że obecność zwiadowcy szerszenia (albo specyficznych substancji chemicznych produkowanych przez niego) wyzwalałaby taką samą reakcję, jak obniżenie temperatury powietrza. Ot, prosty odruch, w dodatku sprowadzony do podstawy chemicznej, nawet nie do przewodzenia impulsów w neuronach. I gdzie tu niby jest ta Pańska inteligencja?

Pisze Pan: „Oczywiście owady nie mają takiej wiedzy naukowej na temat szerszenia, lecz pewne zachowania mają po prostu zakodowane. – Zachowują się tak, jakby miały rzeczową wiedzę na temat słabości szerszenia co potrafią sprytnie i inteligentnie wykorzystać.”

Przecież to są brednie. Nie widzi Pan tego? Pszczoły zbijają się w kłęby, by podnieść temperaturę zimą (nie pyta Pan, jak na to wpadły, więc nie będę tego wałkować, ale tłumaczenie też wcale nie jest zawiłe). Były pozbawione całkowicie jakiekolwiek naukowej wiedzy na temat szerszeni, ale przypadkiem kiedyś wyzwolił się w nich odruch zbijania się w kłąb w obliczu zagrożenia, przy czym tym razem nie był to chłód, ale szerszeń. Może nie był to przypadek, może to raczej jakieś białko zmieniło swoją strukturę tak, że pszczoły zaczęły się zbijać w kłąb nie tylko w obliczu chłodu. Obojętnie co się wydarzyło, efekt był taki, że szerszeń zwiadowca nie przeżył tej eskapady, pszczoły za to mogły cicho sobie mieszkać nadal w swoim ulu bez obawy napadu szerszenich rozbójników. Przeżyły, ich nieświadomie zastosowany sposób okazał się skuteczny. A skoro przeżyły, przekazały go następnemu pokoleniu. Z czasem pszczoły bez tej nowej zdolności zostały wyżarte przez szerszenie, pozostały tylko te, które umiały zabezpieczyć się przed wściekłym atakiem roju nieprzyjaciół.

I gdzie Pan tu widzi rzeczową wiedzę? Gdzie spryt i inteligencja? Proszę Pana, mam wrażenie, że naczytał się Pan jakiegoś kreacjonistycznego chłamu produkowanego przez propagandzistów, których jedynym zadaniem jest totalne odmóżdżenie czytelników. Proszę zacząć czytać normalną literaturę, a może wówczas przestanie Pan powtarzać nonsensy. Mam nadzieję, że przynajmniej teraz Pan widzi, jakimi bredniami Pana karmią! I tu leży problem, a nie w tym, jakoby teoria ewolucji nie była zdolna do wyjaśnienia tego czy tamtego, choć tym się w ogóle nie zajmuje – tłumaczeniem przebiegu ewolucji rozumianego jako ciąg zmian morfologicznych, biochemicznych, psychologicznych, to obszar działania filogenetyki, a nie ewolucjonizmu. A propos, piszą właśnie o tym w tym chłamie, który mi tu Pan cytuje? Bo jeśli nie, to powinien Pan dojść do wniosku, że ktoś próbuje Panem manipulować. Jak widzę, skutecznie.

Zwierzęta są inteligentne – na swój sposób. Ale wiele ich pozornie rozumnych zachowań da się wyjaśnić prostymi reakcjami chemicznymi, i jak zauważę po raz kolejny, przejawem skrajnej pychy obserwatora jest twierdzenie, że muszą to być przejawy zwierzęcej inteligencji, bo ów obserwator nie wyobraża sobie, jakby to miało przebiegać inaczej. Jak sobie nie wyobraża, to niech przestanie bezkrytycznie przyjmować to, co podają mu inni, niech zacznie rozwijać swoją wyobraźnię i kreatywność, a wtedy być może jego mózg jednak wygeneruje wyjaśnienie, które nie będzie musiało odwoływać się do czynników ponadnaturalnych. I w tym wypadku jak widać tak jest.

Reasumując: u pewnego przodka dzisiejszych pszczół azjatyckich zaszła trywialna zmiana polegająca na tym, że obecność szerszenia w ulu zaczęła oddziaływać na nie tak samo, jak niska temperatura zimą. Prawdopodobnie doszło do jakiejś drobnej zmiany struktury jakiegoś białka, czyli mutacji, która okazała się niezwykle przydatna dla przetrwania. A skoro już taka nowa cecha się pojawiła, rozprzestrzeniła się bardzo szybko, bo dawała przewagę w walce o byt. I dlatego właśnie dziś azjatyckie pszczoły umieją bronić się przed szerszeniami.

I jeszcze na koniec o jednym Pańskim słowie, oczywiście bezmyślnie skopiowanym z durnych kreacjonistycznych opracowań: „przypadkowy”. Ludzie szafujący tym słowem zdają się nie rozumieć, że przeciwieństwem przypadku nie jest inteligencja, ale determinacja. Gdyby nie było zjawisk przypadkowych, można by było zawsze określić, którą antylopę pożre lew. W przyrodzie nie ma takich zdeterminowanych zjawisk, wszystko jest przypadkowe. Możemy tylko określić prawdopodobieństwo zajścia jakiegoś zdarzenia, ale tak naprawdę nie oznacza to dokładnie niczego konkretnego. Słaba antylopa ma 50% szansy, że zostanie upolowana przy najbliższej okazji, ale co to dla niej właściwie oznacza? Czy mimo tak słabych notowań może przetrwać kolejny rok i wydać potomstwo? Oczywiście że może, bo wszystko zależy właśnie od przypadku.

Mutacje są przypadkowe, bo wszystko jest przypadkowe, nie ma więc sensu podkreślać tego w dodatkowy sposób. Informacja genetyczna zapisana jest ciągiem 4 różnych nukleotydów – jeśli w danym miejscu DNA dojdzie do błędu, to mamy 25% szansy, że pojawi się akurat ten nukleotyd, który mógłby wywołać zmianę własności białka, którego zapis w DNA zostanie zmodyfikowany. Jaka jest szansa, że w ogóle podmieni się ta konkretna zasada, to pytanie, które wymagałoby znacznie więcej konkretów. Odpowiem na to tak: błędy zdarzają się dostatecznie często, by organizmy mogły wytworzyć całą swoją różnorodność. Można nawet „nie wierzyć” w ewolucję, a mimo to nie być ślepym i zauważać, że każdy osobnik jest inny, ma cechy indywidualne. Zawdzięcza to nowym mutacjom, które pojawiły się u niego, ale także mutacjom, które pojawiły się wcześniej, nawet tysiące czy miliony lat, i przypadkiem dobrały się w kombinacji zapewniającej lepszą pozycję w walce o przetrwanie. Zmienność przyrody jest tak czy inaczej porażająca (czego nawiasem mówić kreacjoniści nie są w stanie wyjaśnić, zwłaszcza jeśli opowiadają te brednie o potopie, który przeżyła tylko jedna para każdego gatunku, przewieziona na arce Noego…). Każdy z nas różni się od najbliższych tysiącami mutacji, z których nie zdajemy sobie sprawy (i prawdę powiedziawszy, nikt ich nie policzył) – bo też i nasz materiał genetyczny jest astronomicznej długości! Te tysiące mutacji nie stanowią nawet mikroskopijnego ułamka procenta naszego genomu. A mimo to jest szansa, że korzystna dla przetrwania zmiana pojawi się właśnie u nas. Po kilkunastu, kilkudziesięciu czy kilkuset pokoleniach odziedziczą ją wszyscy, jeśli naprawdę jest taka korzystna (co oczywiście się zdarza rzadko).

Podstawowym błędem bezrozumnych krytykantów ewolucjonizmu jest założenie (oczywiście całkowicie błędne), że zmiany prowadzące do bardzo skomplikowanych efektów pojawiają się od razu gotowe, w wyniku nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, który sprawił, że w organizmie miałyby pojawić się od razu setki tysięcy korzystnych mutacji. Wie Pan… takie banialuki to może mówić tylko ktoś, kto jest biologicznym matołem, kto nie rozumie niczego, kto zamiast na lekcje biologii w podstawówce chodził ciągle na wagary, i kogo przepuszczano do następnej klasy za masło i jaja. Prawda jest bowiem całkiem inna. Nowe, często zdumiewające cechy powstają często w wyniku prostych, pojedynczych zmian czegoś, co już istnieje, i do tego znajduje pełne zastosowanie. A to, że nie zawsze rozumiemy, jak to się stało, że na przykład ptaki czy owady nauczyły się latać, czy też że pszczoły nauczyły się sposobu na szerszenie, to jeszcze nie jest żaden dowód przeciwko czemukolwiek. Jest to tylko dowód na to, jak wiele jeszcze nie wiemy! A jeśli ktoś sądzi inaczej, to znaczy że jest pusty i pyszny, bo uważa, że proste jest tylko to, co on sam jest w stanie zrozumieć. Ale tę śpiewkę o odmóżdżonych egocentrykach pozbawionych pokory poznawczej to już Pan pewnie zna na pamięć.

Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że dał Pan przykład, który można wyjaśnić naprawdę banalną zmianą. I który dowiódł, że to wszystko, co piszą o inteligentnych pszczołach zwalczających szerszenie, będących pilnymi uczniami Stwórcy, który przez sen szeptał do ich uszu, co mają robić, a te Go posłuchały, to są po prostu kosmiczne brednie. Nie mówię, że każdy fenomen można wyjaśnić równie prosto. Ale nawet jeśli tak jest, nie dowodzi to w najmniejszym stopniu nieprawdziwości ewolucji, ale wyłącznie braku naszej wiedzy i wyobraźni. A krótkie studia historii filogenetyki (przecież nie ewolucjonizmu, jak wyżej pisałem) pokazują, jak wiele podobnych problemów udało się rozwiązać tylko dlatego, że inteligentny badacz umiał to rozwiązanie znaleźć.

I tym akcentem pozwolę sobie zakończyć mój wykład :) Mam jedynie nadzieję, że uda się Panu odebrać merytorycznie to, co w nim jest przeznaczone do merytorycznego odbioru. Jeśli ma Pan inne równie ciekawe problemy dotyczące FILOGENETYKI, to też postaram się odpowiedzieć. Proszę jedynie pamiętać, że brak odpowiedzi oznaczać będzie, że nauka nie opracowała jeszcze wiarygodnej hipotezy. Na pewno zaś nie będzie oznaczać ciosu dla teorii ewolucji, bo ciosem byłoby jedynie podważenie tych 7 tez (6 Darwinowskich + mutacje), które powyżej przestawiłem. Jeśli wykaże Pan słabość tego rozumowania, potraktuję Pana jako partnera w dyskusji. Jeśli nie, może Pan tylko zadawać pytania (i mam nadzieję po raz kolejny nie ośmieli się Pan zasugerować odpowiedzi, zwłaszcza idiotycznej), ja zaś postaram się przedstawić wyjaśnienie – lub przyznać, że na razie go nie wymyślono. Co nie oznacza, że nie zostanie wymyślone w przyszłości, choćby dlatego, że będziemy więcej wiedzieć nie o ewolucji, ale o tym, jak naprawdę funkcjonują żywe organizmy w ich codziennych zmaganiach z Matką Naturą!

Łączę pozdrowienia

W dniu 2017-10-02 o 01:59, j_holm pisze:

> Witam

> Chciałbym Panu zadać pytanie:

> Obecnie rozwój zwierząt tłumaczy się poprzez ewolucję. – Dobór naturalny i przypadkowe mutacje zdarzające się co pewien czas.

> Jak tymi mechanizmami wytłumaczyć inteligentne zachowanie zwierząt, wymagające niemal inteligentnej wiedzy jakby przez kogoś z góry zaprogramowanej (np. że pszczoły w obronie przed dużo większym szerszeniem są w stanie go otoczyć wywołać wyższą temperaturę poprzez drgania ich ciał i w ten sposób przegrzać nieproszonego gościa, którego wytrzymałość cieplna jest nieco niższa od pszczół). Oczywiście owady nie mają takiej wiedzy naukowej na temat szerszenia, lecz pewne zachowania mają po prostu zakodowane. – Zachowują się tak, jakby miały rzeczową wiedzę na temat słabości szerszenia co potrafią sprytnie i inteligentnie wykorzystać.

> Czy wg teorii ewolucji taki mechanizm obronny pszczoły uzyskały drogą przypadkowych mutacji?

> Muszą wiedzieć, że mają go okrążyć, że drganiami wywołają wyższą temperaturę, że szerszeń ma mniejszą tolerancję itp. – Nie jest to prymitywna obrona poprzez atak szczękami ale wymyślne inteligentne działanie.

> Pozdrawiam i proszę o odpowiedź

> Jakub Holm

Darwin sformułował cztery główne twierdzenia:

Dwie pierwsze tezy zostały przyjęte jeszcze za życia Darwina. Niezbitych dowodów na potwierdzenie trzeciej dostarczyła dopiero biologia molekularna. Teza czwarta zyskała potwierdzenie dzięki badaniom ekologicznym i biogeograficznym.

W 1858 roku Karol Darwin wydał dzieło pt. „O powstawaniu gatunków”, w którym opisał swoją teorią wyjaśniającą mechanizmy ewolucji. Swoją teorią Darwin oparł na następujących prawach:

Zaproponowane przez Darwina wyjaśnienie powstawania zmian ewolucyjnych było tak proste i logicznie udokumentowane, że szybko zostało przyjęte przez większość biologów.

(http://sciaga.pl/tekst/66301-67-teoria_ewolucji_karola_darwina)

Darwinizm:

Główne tezy tej teorii (darwinizm) zostały opublikowane w 1859 roku w dziele pt. O powstaniu gatunków drogą doboru naturalnego.

Ewolucja zachodzi dwuetapowo. Pierwszy etap to powstanie przypadkowej i działającej bezkierunkowo zmienności w obrębie gatunku, a drugim jest dobór naturalny. Dobór naturalny polega na eliminowaniu osobników słabiej przystosowanych do środowiska.

Założenia teorii:

Wewnątrz gatunków obserwuje się zmienność osobniczą.

Zmienność osobnicza jest przypadkowa i bezkierunkowa, a także w znaczącym stopniu dziedziczna (potomstwo posiada szereg cech rodziców)

Osobniki w obrębie gatunków wydają więcej potomstwa niż może przeżyć, przez co wywoływana jest konkurencja z racji ograniczonych zasobów środowiska. Konkurencja ta nazwana została walką o byt.

dobór naturalny (inaczej selekcja naturalna) powoduje, że w walce tej osobniki najlepiej zaadaptowane zwyciężają i wypierają osobniki o słabszych przystosowaniach. Dzięki temu zjawisku w następnych pokoleniach utrwalane są cechy korzystne.

Specjacja

W zmieniających się wciąż warunkach środowiska zewnętrznego długotrwałe działanie doboru naturalnego przyczynia się do wyodrębniania nowych gatunków, czyli specjacji. Ważnym czynnikiem przyczyniającym się do zajścia specjacji są bariery geograficzne (morze, góry), które uniemożliwiają krzyżowanie się osobników jednego gatunku na obszarach izolowanych.

Różne typy specjacji:

Teoria Darwina okazała się w większości założeń poprawna. Stała się ona fundamentem syntetycznej teorii ewolucji, wraz z genetyką mendlowską. Jest ona określana mianem neodarwinizmu. Według teorii neodarwinizmu źródłem bezkierunkowej zmienności osobniczej są mutacje i rekombinacja materiału genetycznego, dobór naturalny. Ewolucja polega na zmianach częstości występowania danych alleli w pulach genowych populacji.

dobór naturalny

Eliminacja niekorzystnych genotypów z populacji w wyniku działania warunków zewnętrznych na fenotypy.

Osobniki o lepszych cechach adaptacyjnych zwyciężają konkurencję z osobnikami o gorszych cechach. Osobniki silniejsze wydają potomstwo, któremu przekazywane są cechy.

Liczba osobnikach o genotypach niekorzystnych maleje, a to skutkuje zmianą częstości występowania alleli w puli genowej danej populacji.

Największe znaczenie w powstawaniu zmienności osobniczej ma zmienność mutacyjna i zmienność rekombinacyjna. Są one losowe, bezkierunkowe i dziedziczne.

Istnieją trzy rodzaje doboru naturalnego:

Dobór stabilizujący – utrwalane są w puli genowej populacji cechy zbliżone do średniej, cechy o skrajnych wartościach są eliminowane. Dzięki temu następuje długotrwała stabilność warunków środowiska, np. masa ciała noworodków ludzkich.

Dobór kierunkowy – utrwalane są w puli genowej populacji cechy o wartościach, które odbiegają w jedną lub drugą stronę od średniej. Ma miejsce stały kierunek zmian w środowisku, np. długość szyi żyrafy

Dobór różnicujący – cechy zbliżone do średniej są eliminowane, natomiast cechy o wartościach skrajnych są utrwalane, np. wykluczanie z populacji osobników o średnich rozmiarach ciała, w skutek presji drapieżnika, który wybiera ofiary o średniej wielkości.

(http://www.biologia.net.pl/ewolucjonizm/teoria-ewolucji-wg-darwina.html)

Główna idea teorii ewolucji została przestawiona przez Alfreda Wallace’a i Karola Darwina w roku 1858 na zebraniu Towarzystwa Linneuszowego. Do koncepcji doboru naturalnego obaj naukowcy doszli niezależnie. Szczegóły teorii Darwin przedstawił w dziele O powstawaniu gatunków, którego pierwsze wydanie ukazało się w roku 1859. Ideą przewodnią darwinizmu jest koncepcja doboru naturalnego, nazywana walką o byt. Jednak zarówno Darwin, jak i Wallace wielokrotnie tłumaczyli, że sformułowania tego nie należy traktować dosłownie, lecz metaforycznie. Walka o byt polega więc na ciągłym współzawodnictwie osobników jednego gatunku albo osobnikami różnych gatunków lub też jest to walka z fizycznymi warunkami środowiska[8]. Darwin podtrzymał też koncepcję Lamarcka o ciągłych i stopniowych zmianach organizmów, odrzucając możliwość cudownej interwencji w ich powstaniu. Powstawanie gatunków uznał za efekt istniejących praw przyrody[9]. W książce Darwina pojawiła się też ważna dla teorii ewolucji hipoteza o pochodzeniu wszystkich istniejących współcześnie organizmów od jednego przodka[10].

Część tez Darwina zostało (po licznych dyskusjach) przyjęte jeszcze za życia Darwina. Teoria doboru naturalnego zyskała potwierdzenie dzięki badaniom ekologicznym i biogeograficznym. Kluczowych dowodów na potwierdzenie monofiletyczności życia na Ziemi dostarczyła dopiero biologia molekularna.

Do sformułowania współczesnej teorii ewolucji, opartej na przemyśleniach Darwina, ale adekwatnej do stanu wiedzy w wieku XX, wybitnie przyczynił się Theodosius Dobzhansky swoją syntezą ewolucjonizmu Darwina z genetyką mendlowską opublikowaną w książce pt. Genetics and the Origin of Species (1937) i wielu innych[5].

W zakresie filozofii i światopoglądu konsekwencją idei ewolucji jest zakwestionowanie teoretycznych podstaw poglądów teocentrycznych i antropocentrycznych. Filozoficzne wizje historii naturalnej rozeszły się z wizjami teologii naturalnej, a status gatunku ludzkiego zrównał się z statusem innych gatunków[9].

Teoria ewolucji Darwina, teoria doboru naturalnego – teoria wyjaśniająca mechanizmy ewolucji biologicznej, przedstawiona przez Karola Darwina w dziele „O powstawaniu gatunków” w 1858. Pełny tytuł dzieła brzmiał: O powstawaniu gatunków drogą naturalnego doboru czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt (On the Origin of Species by Means of Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the Struggle for Life). Jednak w 6. wydaniu z 1872 roku tytuł skrócono do The Origin of Species.

W „O powstawaniu gatunków” Darwin wysunął teorię o ewolucji gatunków w procesie naturalnej selekcji. Chciał wyjaśnić zjawisko życia w kategorii niezaplanowanych procesów naturalnych, pozbawionych celu i inteligencji. Dla niego mechanizm doboru naturalnego tłumaczył pojawienie się projektu w przyrodzie, bez inteligentnego prowadzenia w jakiejkolwiek formie – dobór naturalny stał się odpowiednikiem projektanta.

Język książki jest jasny i przejrzysty nawet dla niespecjalistów, co przyczyniło się do dużego zainteresowania dziełem po jego wydaniu. Zaproponowane przez Darwina wyjaśnienie powstawania zmian ewolucyjnych było tak proste i logicznie udokumentowane, że szybko zostało przyjęte przez większość biologów.

Swoją teorię Darwin oparł na następujących obserwacjach i założeniach:

Ten wolno postępujący proces powoduje, że populacje dostosowują się do środowiska i ostatecznie, po upływie wielu pokoleń, zmienności kumulują się prowadząc do utworzenia nowych odmian gatunku – i w końcu nowego gatunku.

Proces opisany przez Darwina – rzeczywiście wskazuje na mechanizm wyboru najlepszych cech w danym środowisku. Ale na nic więcej. Wszystko to dotyczy tylko zmian w skali mikro, w ramach określonego typu budowy organizmu (rekin, kot, słoń, pszczoła, sosna, dąb). Proces ten nie tłumaczy w żaden sposób jak powstało życie. Nie wyjaśnia, skąd pochodzi zawarta w strukturach DNA informacja biologiczna. Mechanizm który opisał Karol Darwin, dotyczy tylko czegoś, co już jest lub było kiedyś (żyjące lub wymarłe organizmy) – i selekcyjnych zmian w ramach tego typu konstrukcji biologicznej.

Wbrew temu co starają się nam przekazać ewolucjoniści – nie jest znany i udowodniony żaden mechanizm, który sprawiałby, aby z form prostszych stopniowo powstawały formy bardziej złożone, poprzez powstanie (dodanie) nowej informacji w DNA.

DNA – kwas deoksyrybonukleinowy (dawn. kwas dezoksyrybonukleinowy), w skrócie DNA (od ang. Deoxyribonucleic acid) – wielkocząsteczkowy organiczny związek chemiczny należący do kwasów nukleinowych. Występuje w chromosomach i pełni rolę nośnika informacji genetycznej organizmów żywych.

Odkryto natomiast dowody na to, co opisał w swojej książce Karol Darwin: wspomniał o sytuacji, w której jego teoria upadnie:

Gdyby można było wykazać, że istnieje jakikolwiek złożony organ, który nie mógłby powstać wskutek licznych, kolejnych nieznacznych przekształceń, moja teoria upadłaby ostatecznie…

Karol Darwin

Dowodem na to, że takie organy istnieją – są biologiczne mechanizmy nieredukowalnie złożone, tzn. takie, które nie mogą działać, gdy zabraknie choćby jednego elementu. Gdzie wszystkie składniki muszą występować od razu, w pełni gotowe – by ten mechanizm mógł funkcjonować. Mechanizmy takie nie mogły powstawać w drodze drobnych, długotrwałych przekształceń, jak podaje teoria ewolucji. A mechanizmów takich organizmy mają mnóstwo.

(http://www.inteligentny-projekt.pl/pl/index.php/teoria-darwina)

Argumenty ewolucji biologicznej

Odsłony: 2246

Obecna forma teorii ewolucji biologicznej wywodzi się z dzieła Karola Darwina „O powstawaniu gatunków drogą naturalnego doboru czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt (On the Origin of Species by Means of Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the Struggle for Life)”, jak też opracowań jego zwolenników i naśladowców.

Jako sprawców zmian w budowie organizmów, przekształcania się jednych w inne, podaje się:

Teoria ewolucji biologicznej naucza, iż z organizmów jednokomórkowych wytworzyły się z czasem wielokomórkowe. Że z organizmów o prostszej budowie wytworzyły się samoistnie organizmy o budowie bardziej złożonej. Że nowe, niezwykle złożone mechanizmy i cechy w organizmach, których przedtem nie było (echolokacja, zdolność do lotu, stałocieplność itd.) – powstały samoistnie.

Wbrew temu co starają się nam przekazać ewolucjoniści – nie jest znany i udowodniony żaden mechanizm, który sprawiałby, aby z form prostszych stopniowo powstawały formy bardziej złożone.

dobór naturalny (przetrwanie najlepiej przystosowanych) jest obserwowalnym procesem w naturze, jednak dotyczy już istniejących form życia. Nie tłumaczy natomiast, jak – i po co – powstały. Nie wyjaśnia, skąd pochodzi zawarta w DNA informacja. Nie dowodzi też hipotezy, że jeden gatunek przekształca się w inny. Pokazuje raczej, jak w ramach możliwości adaptacyjnych, określony gatunek zwierzęcia lub rośliny zmienia pewne cechy – wielkość, ubarwienie, zachowania, funkcjonowanie niektórych organów etc. Jednak to wszystko dzieje się w pewnych granicach, określonych w zapisie DNA dla danego planu budowy organizmu (koń, kura, lis, krokodyl itp.). Organizmy te w zależności od warunków środowiska mogą zmienić wielkość, ilość warstwy ochronnej przed chłodem (tłuszcz, gęstość piór czy sierści). Jednak nie zmieniają się jedne w inne – np. biegająca jaszczurka w latającego ptaka.

Aby taka zmiana mogła nastąpić – potrzebna jest nowa informacja w DNA. Wskazująca w jaki sposób organizm, który miał do tej pory łuski – ma zbudować pióra. Jak ma przebudować układ kostny, serce, płuca etc.

W DNA są zawarte dane: jak organizm ma być tworzony, z jakich składników, jakiej ma być wielkości, czy ma mieć skrzydła, płetwy czy łapy. Sierść, łuski czy pióra. Są w DNA podane po kolei sekwencje budowania, tak jak przy wznoszeniu domu. I tę kolejność wykonują biologiczne maszyny molekularne w komórce – jak automaty w fabryce. W ten sposób powstaje organizm.

Nie udowodniono, że nowa, celowa i b. złożona informacja w DNA może powstać samoistnie. Byłoby to tak, jakby samoistnie powstawała nowa informacja w książce: kolejny rozdział zaopatrzony w ilustracje. Jakby samoistnie w fabryce produkującej samochody terenowe pojawiła się nowa informacja: jak przebudować taśmę produkcyjną, by samochód stał się amfibią (mógł pływać). Albo latać…

Dokładnie to samo dotyczy żywych organizmów. Każda żywa komórka posiada bibliotekę, bazę danych, zestaw instrukcji – zawarte w DNA. Komórka posiada też maszyny biologiczne, wykonujące instrukcje zapisane w DNA.

Przemysł fabryczny, automaty w fabryce – przekształcają rzeczywistość. Potrzebne są elementy budulcowe z zewnątrz oraz energia. W fabryce zamontowane jest mnóstwo różnych systemów, odbywa się szereg procesów.

Żywa komórka jest jak fabryka, jak miasto. Posiada mnóstwo systemów, odbywa się tam szereg procesów. Niezbędne są zasilające i budulcowe składniki chemiczne, potrzebna jest energia. Tak więc – widać uderzające podobieństwo: przekształcanie rzeczywistości, otoczenia. W oparciu o zaprogramowany, celowy proces.

Mutacje z kolei, są przypadkowymi zmianami w zapisie informacji genetycznej. Hipotezy mówiące o tym, że nowa informacja (celowa, działająca, skomplikowana – np. jak wytworzyć system echolokacji) może powstać wskutek mutacji – to jakby uważać, że przypadkowe przestawienie liter w matrycy drukarskiej wytworzy nową, lepszą treść. Lub: losowe pomieszanie kolejności działań przy montażu pojazdu mechanicznego – wytworzy jeszcze bardziej funkcjonalną maszynę.

Warto wiedzieć, że mutacje działają na już istniejącym materiale, modyfikując istniejącą i sprawnie działającą całość (zmiana w już istniejącej informacji genetycznej). Dlatego obserwowalnymi skutkami mutacji są deformacje, choroby, śmierć. Tzw. pozytywne mutacje, dające nowe możliwości – można spotkać jedynie w filmach SF. Mutacje nie tworzą nowej informacji – jedynie modyfikują to co już było i jest.

Takie są fakty. Warto pomyśleć czy przypadek, czas i procesy w przyrodzie, rzeczywiście mogą zbudować coś o wiele bardziej skomplikowanego od wytworów ludzkiej myśli technicznej XX i XXI wieku. Najprostsza komórka biologiczna jest bardziej złożona niż prom kosmiczny. I coś takiego miałoby powstać samoistnie, przypadkowo, bez Projektanta? Podaliśmy wyżej argumenty na to, że dobór naturalny i mutacje nie tworzą nowej informacji genetycznej w DNA, niezbędnej do zbudowania nowych cech, nowych funkcji w organizmie. A co z czasem i z przypadkiem? Można zadać sobie pytanie – ile milionów lat musi minąć, aby z przypadkowo rozsypanych liter ułożyły się celowe, sensowne zdania? Albo, ile lat musi minąć i jakie przypadkowe procesy muszą zajść, by z części rozsypanych na złomowisku powstał sprawnie działający pojazd samochodowy?

Te dane powinny skłonić każdą myślącą osobę do ponownego przyjrzenia się temu, co mówiono nam latami na temat ewolucji biologicznej. Ile w tym rzetelnej, naukowo potwierdzonej prawdy, a ile niesprawdzalnych i na logikę nierealnych założeń…

(http://www.inteligentny-projekt.pl/pl/index.php/argumenty-ewolucji)



Pochodzenie życia na Ziemi – biogenezaCzy można wierzyć w ewolucję?Rozwój życia – ewolucjaCzy człowiek został zaprojektowany?Wizja ewolucji człowiekaInne artykuły z dziedziny biologiiStrona główna witrynyKoniec świata i wielkie katastrofy w historii Ziemi